17.11.2019

"Przewoźnik" - Claire McFall


Dla wielu ludzi śmierć to definitywny koniec, to moment, po którym niczego już nie ma. To jedna wielka nicość. Wielu innych uważa jednak, że jest ona wyłącznie zakończeniem jednego etapu i rozpoczęciem kolejnego, przejściem z życia ziemskiego do duchowego. Jest po prostu przebudzeniem w innym świecie.

Nastoletnia Dylan ginie w wypadku. Po swojej śmierci trafia do miejsca, w którym poznaje tajemniczego Tristana. Jak się wkrótce dowiaduje, chłopak jest jej przewoźnikiem, który zobowiązany jest bezpiecznie przeprowadzić ją przez pustkowie do krainy zmarłych. Podróż, będąca trudną przeprawą, w której na duszę Dylan czyhają zjawy, okazuje się zarazem początkiem nietypowej i niezwykłej relacji z przystojnym przewoźnikiem. Choć jednak stają się sobie coraz bliżsi, ich uczucia nie mają żadnej przyszłości. Tristan może bowiem towarzyszyć nastolatce wyłącznie na pustkowiu, dalej ich drogi muszą się rozejść. Czy więc koniec podróży okaże się zarazem końcem ich znajomości?

Choć życie Dylan nie należało do najszczęśliwszych, dziewczyna z pewnością nie przypuszczała, że tak szybko dobiegnie końca. O ile jednak brutalna rzeczywistość wielu by załamała, o tyle nastolatka nie tylko całkiem nieźle odnalazła się w nowym świecie, ale spotkała w nim również swoją bratnią duszę. To niezwykły fakt, lecz pożegnanie tej dwójki jest nieuniknione.
Dylan dała się poznać jako spokojna i dojrzała osoba (zważywszy na sytuację, w jakiej się znalazła). Nie tylko nie użalała się nad sobą, ale potrafiła docenić swojego przewoźnika, czym zaskarbiła sobie jego uwagę. Choć zasłużyła tym na uznanie, jej perypetie okazały się niezbyt interesujące. Podróż przez pustkowie była monotonna i nudna, a i zainteresowanie Tristanem nie prezentowało się o wiele lepiej - było mało przekonywujące i bezbarwne. W efekcie, jej postać wypadła nijako - ot, kolejna, papierowa bohaterka.

To miała być dla niego kolejna misja - nic nowego, nic ciekawego. Po prostu, nużąca rzeczywistość, tak dobrze mu znana od wielu, wielu lat. A jednak tym razem coś się zmieniło. Nastolatka, którą miał eskortować przez pustkowie, okazała się tak inna od jego poprzednich podopiecznych. Nie tylko nie rozpaczała nad sobą, ale, co zaskakujące, zainteresowała się losem swojego przewoźnika. Dla Tristana było to coś niewiarygodnego. Po raz pierwszy ktoś go dostrzegł, zastanowił się nad jego samotną egzystencją, w której jedynym celem było bezpieczne przeprowadzanie dusz. Taka odmiana nie mogła pozostać bez echa. Osobowość Dylan oraz fakt, że Tristan nie był jej obojętny, poruszyły serce chłopaka. W normalnych okolicznościach mógłby cieszyć się niespodziewanym szczęściem, lecz na pustkowiu było to nierealne. Kres ich podróży nieubłaganie dobiegał końca, podobnie jak krótka chwila, w której, dzięki Dylan, mógł poczuć się prawdziwym człowiekiem. Choć tak bardzo chciałby towarzyszyć jej w dalszej drodze, wiedział, że jest to niemożliwe. Rozstanie z nią będzie oznaczać już nie tylko ponowny powrót do samotnej wegetacji, ale powrót do rzeczywistości, w której u jego boku nie będzie już ukochanej.
Tristan, początkowo arogancki i nieprzyjemny, choć zmienia swój sposób bycia z każdym kolejnym dniem wędrówki, pozostaje dosyć wycofanym bohaterem, co z pewnością jest skutkiem wieloletnich misji. Rola, jaką przyszło mu wypełniać, zdecydowanie nie jest łatwa. Nie dość, że spoczywa na nim ogromna odpowiedzialność za bezpieczeństwo dusz, to w tym wszystkim zatraca się on sam. Jest kimś anonimowym, jest jak cień, na który nikt nie zwraca uwagi. To smutny los, więc duża zasługa Dylan w tym, że w końcu został zauważony. Chociaż jest on bohaterem tytułowym, nie rzuca się zbytnio w oczy, mimo że jest w opowieści niemal ciągle obecny. Niestety, jej klimat jest mdławy, a to w efekcie powoduje, że i on (podobnie jak jego towarzyszka) jest mało wyrazisty, tak zresztą jak uczucie, które połączyło go z Dylan. Gdybym jednak musiała wybierać z tej dwójki „ciekawszą” postać, wybrałabym Tristana.

                Bohaterowie drugoplanowi? Nie ma takich, co najwyżej epizodyczni, ale nikt, kto by się wyróżniał.

Okładka - może być.

Podsumowując: „Przewoźnik” jest przykładem książki, w której pomysł na fabułę jest ciekawy, ale jego realizacja, już nie. Nie ma tu niczego, o czym mogłabym powiedzieć: podobało mi się. Nie dość, że bohaterowie byli nijacy, do tego podróż przez pustkowie, stanowiąca dziewięćdziesiąt procent całej historii, to jedna wielka nuda. Nie wiem, jak autorce chciało się opisywać coś tak mdłego. Fabuła przyjmuje formę powtarzającego się schematu: wędrówka, ucieczka przed zjawami, dotarcie do domku bezpieczeństwa. I od nowa to samo. Zmuszałam się, aby dotrwać do końca. Choć zakończenie daje autorce możliwość stworzenia czegoś interesującego, po pierwszej części cyklu (której nie polecam), nie szybko zajrzę do kontynuacji, o ile w ogóle.


„[...] Dylan spojrzała mu w oczy i poczuła, że całe otoczenie się rozpływa. Jego spojrzenie było zniewalające, nie mogłaby odwrócić wzroku, nawet gdyby chciała. Zahipnotyzował ją, to było jedyne wyjaśnienie tego, co się z nią działo [...]”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz