Pozory...
często bywają zwodne. Są niczym krzywe zwierciadło, które zniekształca
prawdziwą rzeczywistość. Pozory sprawiają, że osądy padają szybko, a ich
autorzy rzadko zastanawiają się, czy mają podstawy do ich wygłaszania.
Zapominają, że swoim bezkrytycznym powtarzaniem utartych słów mogą wyrządzić
komuś autentyczną (a nie pozorną) krzywdę.
Kilka
miesięcy temu Juliet Young straciła matkę. Dziś po raz kolejny odwiedza jej
grób i po raz kolejny zostawia na nim list adresowany do zmarłej. Przeżywa
jednak ogromny szok spostrzegając, że ktoś śmiał naruszyć jej prywatność i
odpisać na wiadomość przeznaczoną wyłącznie dla nieżyjącej matki. Juliet nie
zamierza tego zignorować i odpowiada intruzowi, nie zdając sobie sprawy z tego,
że ich wymiana zdań jest początkiem niezwykłej, anonimowej korespondencji.
Pytanie tylko, kim jest tajemniczy nieznajomy?
Juliet Young
nie może się otrząsnąć po śmierci mamy. Aby przetrwać żałobę, nadal pisze do
niej listy, dokładnie tak samo jak za jej życia, gdy, jako uznana fotograf,
większość czasu spędzała w podróży. Ten sposób komunikacji ma dla niej ogromne
znaczenie, dlatego też tak bardzo rozwściecza ją zapisek, który odnajduje na
jednym z listów. Gniew, jaki początkowo czuje, szybko znika, gdy podczas
przesyłania kolejnych wiadomości przekonuje się, jak wiele łączy ją z
anonimowym rozmówcą (o intrygującym nicku: Mrok). Zupełnie inaczej niż z
Declan'em Murphy, szkolnym odludkiem, o którym nastolatka nie ma najlepszego
zdania. Kilka sytuacji sprawia jednak, że zaczyna postrzegać go w zupełnie
innym świetle. W efekcie znajduje się na uczuciowym rozdrożu, nie wie bowiem,
czy bliższy jej sercu jest tajemniczy nieznajomy, czy zbuntowany Declan.
Tłem perypetii Juliet jest żałoba po
śmierci matki. To rozpacz zaprowadza ją nieustannie na cmentarz i sprawia, że
nie może wrócić do normalnego życia i do ukochanej fotografii, bo ta zbyt mocno
przypomina jej o przeżytym dramacie (choć całkowicie to rozumiem, uważam, że
autorka zbytnio zaakcentowała lęk siedemnastolatki przed robieniem zdjęć, ignorowanie
zaś nauczyciela od fotografii było przejaskrawione i nieco denerwujące). Na
wspomnianym tle obserwujemy rozwijający się wątek romantyczny. Z jednej strony
jest Mrok, tak doskonale ją rozumiejący, z drugiej arogancki Declan, który na
początku bardziej ją przeraża niż wywołuje romantyczne skojarzenia. Teoretycznie
było to ciekawe zestawienie osobowości, jednak nie dostarczyło mi ono żadnych emocji.
To po prostu kolejna książkowa opowieść. Nic szczególnego. Bohaterkę oceniam
raczej neutralnie, przyznaję jej natomiast plus za postawę względem Mroka i
Declan’a, którą obserwujemy w finale powieści.
Declan Murphy
z pewnością przekonał się, czym jest rodzinna tragedia. Ciężar przeszłych
wydarzeń, oddalająca się od niego matka i nieustannie krytykujący go ojczym
skutecznie potęgują przepełniający go żal i gorycz, co w znacznym stopniu
kształtuje jego styl bycia. W efekcie otaczający go ludzie (łącznie z Juliet
Young) mają o nim fatalną opinię. Pozornie nie m to dla niego znaczenia, tak
naprawdę jednak przygnębia go świadomość, że wszyscy spisali go na straty.
Wyjątkiem są tu jedynie Rev, najlepszy przyjaciel Declan’a oraz jego nowa
przyjaciółka. Dziewczyna, okazując mu zrozumienie i wsparcie, zaczyna odgrywać
coraz bardziej istotną rolę w jego życiu. Wszystko komplikuje się jednak pewnej
deszczowej nocy.
Declan to kolejny przykład
bohatera-buntownika. Pod zadziornością, którą tak konsekwentnie pokazuje
ludziom, skrywa się udręczony chłopak o dobrym sercu. W jego historii moją
uwagę najbardziej zwróciła znajomość ze wspomnianą już przyjaciółką. Dzięki
temu wątkowi poznajemy uczuciowe oblicze Declan’a, tym razem pozbawione
powszechnie okazywanej arogancji. Dość emocjonalną kwestią są relacje
nastolatka z matką. Trudno mi zrozumieć jej zachowanie (przede wszystkim
ogromną ignorancję) szczególnie w świetle wyjaśnień, jakie pojawiają się na
zakończenie opowieści. Nieco zawiłym wątkiem jest natomiast znajomość
siedemnastolatka z Juliet. Traktuje ją wprawdzie bardzo chłodno, ale pewne
wydarzenia sprawią, że będzie musiał przemyśleć swoją dotychczasową postawę.
Poznając perypetie Declan’a bardzo starałam się dostrzec w nim to coś, co
sprawi, że bohater ten wywrze na mnie jakieś wrażenie. Mimo usilnych starań,
niczego takiego nie zaobserwowałam. Mogłam dołączyć go jedynie do grupy papierowych
postaci, a to poważny minus, bowiem bohater męski jest dla mnie najważniejszym
punktem w książce.
Z grona
bohaterów drugoplanowych warto wspomnieć o Rev'ie, który jest dla Declan'a
prawdziwym przyjacielem (wręcz aniołem stróżem) i głosem rozsądku. Mimo
własnych traumatycznych przeżyć, potrafi całkowicie poświęcić mu swoją uwagę, z
oddaniem słuchać go i umiejętnie okiełznywać jego wybuchową naturę. Istotny
wpływ na fabułę mają: ojczym Declan’a i jego matka oraz matka Juliet. Wątki
związane z tymi trzema osobami zainteresowały mnie bardziej niż wątek głównych
bohaterów.
Okładka jest przeciętna.
Podsumowanie: recenzowana powieść nie przypadła mi zbytnio do gustu. Opis publikacji wydawał się
ciekawy, ale zawartość - niekoniecznie. Fabuła nie była najgorsza, ale Declan i
Juliet nie przekonali mnie do siebie. „Listy do utraconej” nie wniosły niczego
nowego do grona przeczytanych przeze mnie książek. Choć będą miały swoją
kontynuację (tym razem autorka skupi się na historii Rev’a), aktualnie nie
czuję potrzeby śledzenia dalszych losów bohaterów.
„[...] Patrzę na niego tak intensywnie, że prawie nie zwracam uwagi na jego słowa. Niesamowicie wygląda w promieniach słońca - nadają jego włosom rudawy odcień i rozjaśniają mu twarz, niezależnie od tego, jaką akurat robi minę. Mogłabym wpatrywać się w niego cały dzień i ani przez chwilę bym się nie nudziła [...].”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz