22.02.2018

"Listy do utraconej" - Brigid Kemmerer




Pozory... często bywają zwodne. Są niczym krzywe zwierciadło, które zniekształca prawdziwą rzeczywistość. Pozory sprawiają, że osądy padają szybko, a ich autorzy rzadko zastanawiają się, czy mają podstawy do ich wygłaszania. Zapominają, że swoim bezkrytycznym powtarzaniem utartych słów mogą wyrządzić komuś autentyczną (a nie pozorną) krzywdę.

Kilka miesięcy temu Juliet Young straciła matkę. Dziś po raz kolejny odwiedza jej grób i po raz kolejny zostawia na nim list adresowany do zmarłej. Przeżywa jednak ogromny szok spostrzegając, że ktoś śmiał naruszyć jej prywatność i odpisać na wiadomość przeznaczoną wyłącznie dla nieżyjącej matki. Juliet nie zamierza tego zignorować i odpowiada intruzowi, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich wymiana zdań jest początkiem niezwykłej, anonimowej korespondencji. Pytanie tylko, kim jest tajemniczy nieznajomy?

Juliet Young nie może się otrząsnąć po śmierci mamy. Aby przetrwać żałobę, nadal pisze do niej listy, dokładnie tak samo jak za jej życia, gdy, jako uznana fotograf, większość czasu spędzała w podróży. Ten sposób komunikacji ma dla niej ogromne znaczenie, dlatego też tak bardzo rozwściecza ją zapisek, który odnajduje na jednym z listów. Gniew, jaki początkowo czuje, szybko znika, gdy podczas przesyłania kolejnych wiadomości przekonuje się, jak wiele łączy ją z anonimowym rozmówcą (o intrygującym nicku: Mrok). Zupełnie inaczej niż z Declan'em Murphy, szkolnym odludkiem, o którym nastolatka nie ma najlepszego zdania. Kilka sytuacji sprawia jednak, że zaczyna postrzegać go w zupełnie innym świetle. W efekcie znajduje się na uczuciowym rozdrożu, nie wie bowiem, czy bliższy jej sercu jest tajemniczy nieznajomy, czy zbuntowany Declan.
Tłem perypetii Juliet jest żałoba po śmierci matki. To rozpacz zaprowadza ją nieustannie na cmentarz i sprawia, że nie może wrócić do normalnego życia i do ukochanej fotografii, bo ta zbyt mocno przypomina jej o przeżytym dramacie (choć całkowicie to rozumiem, uważam, że autorka zbytnio zaakcentowała lęk siedemnastolatki przed robieniem zdjęć, ignorowanie zaś nauczyciela od fotografii było przejaskrawione i nieco denerwujące). Na wspomnianym tle obserwujemy rozwijający się wątek romantyczny. Z jednej strony jest Mrok, tak doskonale ją rozumiejący, z drugiej arogancki Declan, który na początku bardziej ją przeraża niż wywołuje romantyczne skojarzenia. Teoretycznie było to ciekawe zestawienie osobowości, jednak nie dostarczyło mi ono żadnych emocji. To po prostu kolejna książkowa opowieść. Nic szczególnego. Bohaterkę oceniam raczej neutralnie, przyznaję jej natomiast plus za postawę względem Mroka i Declan’a, którą obserwujemy w finale powieści.
Declan Murphy z pewnością przekonał się, czym jest rodzinna tragedia. Ciężar przeszłych wydarzeń, oddalająca się od niego matka i nieustannie krytykujący go ojczym skutecznie potęgują przepełniający go żal i gorycz, co w znacznym stopniu kształtuje jego styl bycia. W efekcie otaczający go ludzie (łącznie z Juliet Young) mają o nim fatalną opinię. Pozornie nie m to dla niego znaczenia, tak naprawdę jednak przygnębia go świadomość, że wszyscy spisali go na straty. Wyjątkiem są tu jedynie Rev, najlepszy przyjaciel Declan’a oraz jego nowa przyjaciółka. Dziewczyna, okazując mu zrozumienie i wsparcie, zaczyna odgrywać coraz bardziej istotną rolę w jego życiu. Wszystko komplikuje się jednak pewnej deszczowej nocy.
Declan to kolejny przykład bohatera-buntownika. Pod zadziornością, którą tak konsekwentnie pokazuje ludziom, skrywa się udręczony chłopak o dobrym sercu. W jego historii moją uwagę najbardziej zwróciła znajomość ze wspomnianą już przyjaciółką. Dzięki temu wątkowi poznajemy uczuciowe oblicze Declan’a, tym razem pozbawione powszechnie okazywanej arogancji. Dość emocjonalną kwestią są relacje nastolatka z matką. Trudno mi zrozumieć jej zachowanie (przede wszystkim ogromną ignorancję) szczególnie w świetle wyjaśnień, jakie pojawiają się na zakończenie opowieści. Nieco zawiłym wątkiem jest natomiast znajomość siedemnastolatka z Juliet. Traktuje ją wprawdzie bardzo chłodno, ale pewne wydarzenia sprawią, że będzie musiał przemyśleć swoją dotychczasową postawę. Poznając perypetie Declan’a bardzo starałam się dostrzec w nim to coś, co sprawi, że bohater ten wywrze na mnie jakieś wrażenie. Mimo usilnych starań, niczego takiego nie zaobserwowałam. Mogłam dołączyć go jedynie do grupy papierowych postaci, a to poważny minus, bowiem bohater męski jest dla mnie najważniejszym punktem w książce.

Z grona bohaterów drugoplanowych warto wspomnieć o Rev'ie, który jest dla Declan'a prawdziwym przyjacielem (wręcz aniołem stróżem) i głosem rozsądku. Mimo własnych traumatycznych przeżyć, potrafi całkowicie poświęcić mu swoją uwagę, z oddaniem słuchać go i umiejętnie okiełznywać jego wybuchową naturę. Istotny wpływ na fabułę mają: ojczym Declan’a i jego matka oraz matka Juliet. Wątki związane z tymi trzema osobami zainteresowały mnie bardziej niż wątek głównych bohaterów.

Okładka jest przeciętna.

Podsumowanie: recenzowana powieść nie przypadła mi zbytnio do gustu. Opis publikacji wydawał się ciekawy, ale zawartość - niekoniecznie. Fabuła nie była najgorsza, ale Declan i Juliet nie przekonali mnie do siebie. „Listy do utraconej” nie wniosły niczego nowego do grona przeczytanych przeze mnie książek. Choć będą miały swoją kontynuację (tym razem autorka skupi się na historii Rev’a), aktualnie nie czuję potrzeby śledzenia dalszych losów bohaterów.

„[...] Patrzę na niego tak intensywnie, że prawie nie zwracam uwagi na jego słowa. Niesamowicie wygląda w promieniach słońca - nadają jego włosom rudawy odcień i rozjaśniają mu twarz, niezależnie od tego, jaką akurat robi minę. Mogłabym wpatrywać się w niego cały dzień i ani przez chwilę bym się nie nudziła [...].”




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz